-Dzień dobry moi mili. Chciałabym wam przedstawić nowe koleżanki. Dziewczynki, proszę tutaj-Powiedziała pani Ala, wychowawczyni klasy 3,,d”
Pierwsza weszła wysoka blondynka. Chłopcy widząc ją wydali z siebie mimowolne ,,wow".
-Z tą to bym się chętnie zakolegował...-szepnął Bednar. Alina siedząca za nim stuknęła go lekko w głowę.
Dziewczyna nie speszyła się, wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się do wszystkich promiennie. Mimo że dzień był jasny i tak pojaśniało. Dziewczyna zdawała się promieniować ledwo uchwytnym światłem. Jak gwiazda. Miała biszkoptową cerę i piękne kształty. Jej włosy były koloru złota i opadały falami aż do bioder. Miała piękne, czerwone pełne usta i głębokie, ciemne oczy. Te oczy przypomniały Piotrowi, że kiedyś już ją widział
Tak, to ta dziewczyna, którą spotkał gdy szedł spotkać się z Paulą! Ona znała jego imię i wiedziała o Pauli… Wtedy. A te oczy…
-Cześć!- powiedziała cicho, lecz wyraźnie.
-Pola jest perełką w Akademii Sztuki we Wrocławiu. Uczy się teatru, pisarstwa, malarstwa, tańca, gry na fortepianie i skrzypcach oraz kulturoznawstwa. Opera Warszawska zdecydowała się wystawić jej sztukę, którą sama napisała i sama będzie jej reżyserem. Lena, choć moja droga.
Do pani podeszła szczupła, ładna dziewczyna. Miała pociągłą, spiczastą twarz. Jej skóra była porcelanowa. Na bladą twarz opadały czekoladowe, błyszczące włosy. Usta stanowiły jedną, wąską kreskę. Patrzyła na klasę smutnym wzrokiem wyblakłych oczu.
-Lena jest scenografką i śpiewaczką w operze Poli. W Akademii uczy się o grafice i śpiewie, oraz sztuce użytkowej. Dobrze, usiądźcie.
Lena równym, szybkim krokiem poszła w stronę ostatniej ławki, która była wolna, ponieważ już na początku pani Ala usadziła wszystkich z przodu. Pola eleganckim, tanecznym niemal krokiem podeszła do ławki Piotra i uśmiechnęła się.
-Wolne? -Pewnie
Usiadła. Zlustrował ją wzrokiem. Miała na sobie zieloną spódniczkę z falbaną, przewiewną, kolorową bluzkę i baletki. Uniósł brwi. Takie pointy zakładały tylko wielkie i bogate baleriny na premiery wielkich oper. Poruszała się w nich lekko, zwinnie, jakby dzień po urodzeniu włożono jej na nogi puenty i kazano tańczyć ,,Łabędzia"
-Dobrze, to teraz dowiedzmy się co ma do powiedzenia pan Staff-powiedziała pani Ola, po czym otworzyła tomik z wierszami i zaczęła czytać.
Ktoś płakał. Pola odwróciła się. Lena. Pochlipywała cicho. Niewiele osób to zauważyło. Ale Pola owszem. Uśmiechnęła się do Leny. Ona odwzajemniła uśmiech i otarła łzy. Z zapamiętaniem zaczęła pisać notatki.
***
Leczenie bulimii jest niezwykle trudne i wymaga zaangażowanie w leczenie dietetyka, psychologa, psychiatry, rodziny. Dodatkową trudnością jest to, że wyjątkowo często występuje w tej chorobie tendencja do nawrotów. Trudno znaleźć miejsce w którym można leczyć to schorzenie, rzadkością są oddziały dzienne dla pacjentek z zaburzeniami odżywiania. Niekiedy pacjentki takie trafiają na oddziały ogólno psychiatryczne, gdzie personel nie jest przygotowany do leczenia tego typu chorób.
Właśnie do takiego oddziału trafiła Lena. Babci nie było stać na prywatnych lekarzy, a NFZ mógł ufundować tylko to skromne leczenie.
Chorowała na bulimię od roku. Nigdy nie podobało jej się to, jak wygląda. Była szczupła, ale nie tak, jak chciała. Zaczęła się odchudzać, ćwiczyć, głodzić. Wtedy następował napad. Mogła zjeść wtedy wszystko; mąkę, zepsuty jogurt, surowe ziemniaki. Jadła bez opamiętania. Kiedy obawiała się przytycia zaczynała się głodzić, prowokować wymioty, ćwiczyć do padnięcia.
I znów napad.
A teraz leżała na oddziale ogólno psychiatrycznym, zawinięta w koce, pokonana, zła. Sama
Na sali była jeszcze kobieta ze schizofrenią, słysząca głosy swojej byłej i chłopak, który dwa lata ciął się brudną żyletką. Nie wykazywali nią większego zainteresowania. Była sama.
I wtedy usłyszała dobrze znajomy odgłos. Tupot miękkich, drogich point na deskach operowej sceny. Ona była genialna. Tańczyła tak lekko...
Dołączył fortepian i skrzypce. Tańczyły ,,Zaczarowaną Noc" napisaną przez Polę gdy miała czternaście lat. Ona pięknie tańczyła. Tak lekko.....
Otworzyła oczy i ujrzała jej twarz nad sobą. Przyjaciółka była przemoknięta od deszczu. Zdawała się promieniować wśród szarości dnia. W rękach trzymała wytarty tomik wierszy. Leopold Staff.
-Hej..fajnie, że jesteś… -powiedziała cienkim głosem Lena.
-No czas na trochę edukacji...-uśmiechnęła się. Mówiła swym pięknym głosem. Miała wspaniałą dykcję, nauczycielki zawsze dawały jej trudne w wypowiedzeniu role.
-Chcę ,,Mękę". Dobrze?- spytała chora.
-W twoim stanie lepsze będzie ,,Uczucie Pełni"
-Może lepiej...
Wszystko, co we mnie trwożne, poddańcze, pokorne,
Zgniotłem brutalną, dziką pięścią wielkoluda,
Bom ubóstwił potęgi szalejącej cuda,
Orkany rozkiełznane, butne i niesforne!
I rozdzwoniłem serce swe w rozegrane tętno,
Rozbujałem swą duszę niezłomną i hardą
W pieśń mocy wielką, prostą, surową i twardą,
W pieśń burzy i swobody zuchwałą, namiętną...*
-Piękne…- rzekła po chwili Lena. Kochana Pola. Przed szkołą, rano, w deszczu szła przez trzy kilometry tylko po to, by przeczytać jej wiersz.
-Tak..-przytaknęła Pola. Popatrzyła na zegarek.- O matko! Słuchaj, muszę pędzić, bo autobus mi ucieknie. Leopolda zostawiam. Pa!- narzuciła pelerynę i pobiegła do drzwi. Lena wciąż gapiła się na wiersz pod tytułem ,,Uczucie pełni”. Z zaciętą miną zamknęła książkę i odstawiła ją na stolik nocny.
***
Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu była wspaniałą uczelnią. Studenci naprawdę się tam starali. Jednak Pola nie była studentką. Przyjmowali o wiele starszych od niej. A także o wiele mniej zdolnych.
Już jako trzynastolatka Pola pokazała na co ją stać, zajmując pierwsze miejsce w Ogólnopaństwowym Konkursie Tańca Klasycznego i Baletu. Tańczyła odkąd miała cztery lata. Mama nauczyła ją walca a że była mądrym dzieckiem pojęła go w mig. Potem cha-cha, rumba, tango… I balet.
Otworzyła wielkie wrota, przywitała recepcjonistkę i pobiegła do sali pisarskiej, która była zwykłą klasą. Na ścianach wisiały portrety Szymborskiej, Baczyńskiego, Sienkiewicza, Prusa i Żeromskiego. Wkrótce do klasy weszła pani Jokiel, opiekunka młodych pisarzy. Pola musiała przyznać, że zna się na rzeczy. Czytając jej prace śpieszyła się, chciała przeczytać całość, dowiedzieć się, wyjaśnić… Tak, pani Jokiel była bardzo dobrą pisarką, choć nie miała wiele publikacji. Nigdy nie wydała prawdziwej książki. Szkoda.
-Dzisiaj proszę was, byście napisali, czego pragniecie. Ale w taki sposób, że czytając waszą pracę, aż się żałuje, że jest się bezradnym, aż chce się pomóc. Zobaczymy jak wam pójdzie. Macie tą godzinę.-rzekła swoim rzeczowym tonem. Pola wyciągnęła zeszyt, otworzyła na wolnej od zamaszystego pisma stronie. Postukała skuwką pióra o wargę. I zaczęła pisać.
Chcę światła! Chcę jasności, nie mroków, które mnie więżą!
Chcę go teraz! Dlaczego nad duszą twoją panuje mrok?
Wyrzuć go z siebie, nie chcę mroku! Otwórz oczy.
Oczyść umysł, z tego mroku, to i ja przejrzyście będę myśleć.
Chcę iskierki, która zbudzi jasnego mordercę.
Chcę myśleć bez cienia w mym umyśle. Co to za mgła?
Dlaczego wciąż ją widzę?
Chcę gwiazd. Tak znikome, takie małe, a dają światło, jasność, skupienie…
Chcę być gwiazdą. Błyszczeć. Cel w życiu Pan mi nadał, a ja go wypełniam. Błyszczę.
Lecz nie… matowy, sztuczny obłok przysłania mi dzień. Szarość góruje. I już nie wiem, czy ta szarość pochodzi z was?
Czy ze mnie?
Tak… Pisała dalej. Zapisała już całą stronę, potem drugą. Potem strony były już zapisane. Przerzuciła kilka kartek, aż znalazła wolne miejsce. Znowu pisała i pisała, aż do dzwonka. Założyła miejsca, w których pisała pracę karteczką z napisem ,,Pragnienie Iskry” i oddała zeszyt nauczycielce. Już miała iść, gdy poczuła dotyk na ramieniu. Odwróciła się. Pani Jokiel uśmiechała się.
-Polu, mam wspaniałą nowinę!
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz